PILINHA: {__webCacheId=filmBasicInfo_pl_PL, __webCacheKey=8026}
7,5 2 219
ocen
7,5 10 1 2219
8,6 16
ocen krytyków
Nashville
powrót do forum filmu Nashville

Arcydzieło narracji filmowej. Po "Pancerniku Potiomkinie" film, który najlepiej ukazuje znaczenie montażu, przez co jest autotematyczny. Jest kilka fragmentów, które można by nazwać teledyskami. Śpiewający piosenkarz, zmiany kadrowania, itp., przy czym każdy kadr, który w normalnym teledysku jest niekonieczny (uzasadniony tylko artystyczną wizją, swego rodzaju wizualizacją piosenki), tutaj staje się nieodzowny i nie dlatego, że jest niezbędny dla artystycznego przedstawienia, przeciwnie, w tych kadrach skrywa się bowiem fabuła – luźno połączone, trywialne, patetyczne i po prostu codzienne historie (24 wątki, każdy w kilkunastu czy nawet w kilkudziesięciu epizodach). Każda zmiana kadru jest konieczna, bo wszyscy bohaterowie są na równych prawach – nie ma bohaterów głównych i epizodycznych – wszyscy są główni i wszyscy są epizodyczni. Bardziej jednorodnej materii filmowej nie da się uzyskać. Wszystko jest jednakowo ważne i ma swoje miejsce w całości – nie są ważne poszczególne elementy, ale właśnie owa całość.
W jednej ze scen widzimy konkurs piosenkarski. Osoba po osobie wychodzi na scenę, przedstawia się obecnym w barze i śpiewa. Każdy występ kwitowany jest oklaskami. Tylko jeden z gości wyłamuje się z tego. Siedząc przy barze, bokiem do sceny i nie patrząc na nią, pociągając co rusz piwo z butelki, spogląda pogardliwym wzrokiem na wykonawcę, kiedy ten skończył już swój występ i odwracając się z powrotem w stronę baru, kiwa głową z dezaprobatą. Zapytamy: po co ta wstawka? W normalnym filmie byłaby to chyba jedynie wyrazem rodzajowego zacięcia reżysera. U Altmana jest inaczej. Okazuje się bowiem, że to nie jest jakaś tam postać ze sztafażu, lecz ważna postać w jednym z 24 wątków – to mąż kobiety, która uciekła z domu, by zostać piosenkarką. Kiwa głową, bo myśli o niej – to ją widzi na scenie oczami wyobraźni – to dla niej ma swą dezaprobatę i pogardę. Banalne kiwnięcie głową – coś, co w innym filmie uszłoby za odautorski komentarz – zyskuje absolutny sens, sens egzystencjalny (akurat tego człowieka) – poznamy bowiem całą jego historię i zrozumiemy ją. Stanie się dla nas na chwilę głównym bohaterem na miarę Trumana z filmu Weira, którego każdy najdrobniejszy ruch śledziliśmy – nie przeoczymy go. Sens jego życia otworzy się przed nami i nie on jeden. Otworzą się 24 sensy pomnożone o wszystkich bohaterów, którzy będą współtworzyć sensy danego wątku. Wielość bohaterów, choć na pierwszy rzut oka wydaje się utrudnieniem narracyjnym, jest w pewnym sensie uproszczeniem artystycznym, to wydestylowane tylko do „24 przykładów” życie w całości, cała Ameryka, cały świat, i to do takich 24 przykładów, które w sposób skończony, precyzyjny i niezbędny dla siebie łącza się ze sobą – tworząc jedną, spójną historię (spójną właśnie dlatego, że są połączone ze sobą w sposób symultaniczny, przeplatając się ze sobą).
Jest tylko jeden problem. Wyłączyłem film w połowie. Arcydzieło narracji jest nudne jak flaki z olejem. Film nie ma za grosz czaru wizyjności. Z początku pomyślałem, że całość świata jest nam chyba niedostępna. Została utracona w momencie, gdy za wielowątkowością nie poszła wielojęzyczność narracji (jak tego chciał Bachtin od powieści), wszystko jest przedstawiane jednakowo, za każdym obrazem wyczuwamy oko autora, oko i humor Altmana. I na tym polega - pomyślałem - klapa tego filmu. To świat absolutnie sztuczny, bo komentowany z zewnątrz – umiejętnie zestawiony, ale bez wewnętrznej prawdy.
A jednak to pozory! Nie ma żadnego autokomentarza! Za żadnym z kadrów nie czai się Altman, Bachtin byłby zadowolony – to prawdziwa wielojęzyczność! Tylko że jej nie dostrzegłem! Jak to możliwe? To proste. Oryginał jest przecież angielskojęzyczny, ja oglądałem go w telewizji. W tym filmie bowiem ważniejszy jest dźwięk, nie obraz! Nie ma komentarza, bo są 24 wizje świata – niestety dla nas nieuchwytne – bo są to 24 rodzaje udźwiękowienia – każdy wątek mówi swoim językiem – a więc Altman znika. Ten film po prostu trzeba oglądać w kinie. Nie można go wyświetlać w telewizji, a jeżeli już, to bez lektora.

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones